Kolekcja
Co do zasady mój blog ma na celu przybliżyć zainteresowanym tematykę armaniaków oraz przedstawić ciekawe miejsca w Warszawie, gdzie można skosztować trunków najwyższej klasy. Nie do końca spodziewałem się, że w polskich barach ze świecą szukać armaniaków. Stąd karaibskie romanse z rumami. Istnieje jednak jeszcze aspekt poboczny całej koncepcji poznawania świata mocnych alkoholi, a mianowicie ich kolekcjonowanie. Być może jest to jakaś pochodna chłopięcego hobby (zbierałem “turbówki”, znaczki pocztowe, minerały itd.), a może naturalna płaszczyzna obcowania z dobrymi alkoholami. Tak czy inaczej postanowiłem stworzyć sobie małą kolekcję butelek, które być może w przyszłości otworzę na stosowną okazję; wymienię na inne, a ewentualnie sprzedam (poniżej rozwinę tę konkretną myśl).
Inwestycja
Rynek mocnych, starzonych alkoholi jest zepsuty do szpiku klepki z ostatniej beczki schowanej gdzieś w kazamatach szkockich destylarni. Mam tu oczywiście na myśli rynek whisky. Wiem, że to całkiem mocne słowa, jednak nie bezpodstawne. Destylarnie prześcigają się w wypuszczaniu rok rocznie coraz większej ilości “limitowanych”, “kolekcjonerskich” edycji butelek w dość znacznych jednak nakładach. Powszechne jest w tym wszystkim nie oznaczanie wieku swoich produktów (tzw. NASy – no age statement), co wynika wprost ze skróconego czasu leżakowania destylatów. Nie ma się bowiem czym chwalić kiedy super limitowana edycja jakiejś whisky ma jedynie 5 lat. Czuć, że za takim postępowaniem kryje się chęć szybkiego zysku i wykorzystania boomu na rynku whisky. W mojej ocenie jest to pierwszy krok w kierunku końca hossy whisky, paradoksalnie wykonany przez producentów.
Podobne zjawisko trawi rynek koniaków, których ceny również są mocno wywindowane. Można odnieść wrażenie, że koniaki jako takie są przeznaczone do bycia symbolem luksusu, a nie do spożycia. Tylko gdzie w tym wszystkim smak i jakość samego trunku oraz możliwość jego kosztowania przez szerszą publikę ?
W tym kontekście ciekawie jawią się rumy i armaniaki. Co do tych pierwszych to dowodów na coraz większą popularyzację karaibskiego złota jest bez liku. Organizowane są liczne już festiwale dot. wyłącznie rumów, kwitnie kultura koktajli budowana wokół rumów, coraz więcej pojawia się rum barów, innymi słowy rum pnie się w górę. Co za tym idzie na rynku jest dostępnych coraz mniej pozycji premium pożądanych przez koneserów. Nieśmiało planuję popłynąć razem z tą falą i z pewnością zakupię wybrane okazy.
Jeśli chodzi zaś o armaniaki… Potencjał inwestycyjny na ten moment jest minimalny. Należy jednak pamiętać, że jest to produkt regionalny, bardzo rzemieślniczy i niszowy. W mojej ocenie na obecnie funkcjonującym rynku alkoholi armaniaki prezentują najlepszy stosunek jakości do ceny. Wyjątkowo szlachetne i wiekowe edycje są na bieżąco dostępne w kwocie nie rujnującej naszego portfela.
Czas pokaże jaka przyszłość czeka zarówno armaniaki, jak i rumy. A ja systematycznie postaram się odkrywać swoją skromną kolekcję z uzasadnieniem poszczególnych wyborów.
Najnowsze komentarze